„Z SARBI W ŚWIAT” – fragment XIV Księgi Pana Tadeusza” (apokryf)

Mega sensacja literacka!!! Sarbianie w odnalezionym fragmencie XIV Księgi Pana Tadeusza” !!!
(apokryf)

 

Benefis Sarbian (31.03.2023) stał się okazją do zaprezentowania sensacyjnego filologicznego znaleziska! W trakcie prac związanych z przeprowadzką księgozbioru i archiwum (ze względu na modernizację budynku Biblioteki) odnaleźliśmy fragment poematu, którego styl wskazuje na rękę Mickiewicza, a pochodzenie na nigdy nie odnalezioną całość XIV Księgi Pana Tadeusza.

 

Szczegółowe badania filologiczne jeszcze trwają, poloniści z kilku uniwersytetów analizują każde słowo i metaforę w tekście, ale my jesteśmy prawie pewni, że to „robota Adama” bo przecież, kiedy podróżował po Wielkopolsce (na kilka lat dosłownie przed tym niż nie zawitał tu zbierający pieśni ludowe Oskar Kolberg!)  to i przez nasze „miasteczko” pewnie przejechał w drodze do Budziszewka czy Śmiełowa. I ponieważ „wszędzie cząstkę swej duszy zostawił” to i Sarbian miał okazję spotkać i sportretować ich w poemacie.

 

Scenę otwierającą tekst musimy sobie zrekonstruować; więc można ją sobie wyobrażać tak, że poeta widzi Sarbian siedzących w świetlicy wiejskiej, trochę zasępionych, bo młodzieniec ze wsi właśnie ogłosił, że wybiera się do miasta, bo tam nowoczesność jest – udogodnienia, Tik-toki, korporacje, kluby itd. Starszyzna wioskowa siedzi, milczy, rozkminia … i tu rusza odnaleziony fragment:

 

„Z Sarbii w świat – fragment XIV Księgi Pana Tadeusza”

                                                                                               (apokryf)

 

… skończył, głos unosi się pod powałą, wisi.

„Trzeba coś rzec…” – zacznie Marian, który sołtysi –

„Coście tak zamilkli? Zaś nie można chłopoka

Tak bez wyprawki słać w paszcze tego Tik-Toka!”

Ksiądz Andrzej kiwa głową, własne snuje wnioski:

Zgodzić się z tym trzeba, bo to jest wyrok boski

Kobiety siedzą cicho, prawie w lamentacjach:

„A co to jest ta cała, ta ci korporacja?”,

„Gdzie ci tam do miasta, tu, gryka jak śnieg biała,

Czyste powietrze, tam od smogu boli pała”.

Ksiądz Andrzej kiwa głową, własne snuje wnioski:

Zgodzić się z tym trzeba , bo to jest wyrok boski

„Gdzie ci będzie lepiej?” – to Kazimiera cicho

Jakby do siebie mówi, odpędzając licho –

Gdzie ładniej niż na wsi słońce niebo zabarwi,

Gdzie cichsze są niż tutejsze pola, naszej Sarbii?”

Ksiądz Andrzej kiwa głową, własne snuje wnioski:

Zgodzić się z tym trzeba, bo to jest wyrok boski

Józefa na to mocno: „dajcie żyć młodemu,

Wybraliście wieś? Wybraliście, no to czemu

Nie pozwolicie wybrać jemu, niech wybiera:

Chce do miasta – niech idzie, niech to jasna cholera

Ksiądz Andrzej kiwa głową, własne snuje wnioski:

Zgodzić się z tym trzeba , bo to jest wyrok boski

Cisza padła na salę, jakby po ganku mak

kto rozrzucił. I na to Maria, i mówi tak:

Co tam będzieta dużo nad tym debatować,

Inaczej jak kiedyś trzeba młodych chować,

Ja tam sama czasami zajrzę – co powiecie?,

Jak opisali pyskówkę w Sejmie w Onecie!”,

Dorota wtóruje: „nie róbta fanaberii,

Ja pogodę sprawdzę se czasem na Interii”!

Ksiądz Andrzej kiwa głową, własne snuje wnioski:

„I zgodzić się z tym trzeba , bo to wyrok boski

Jan spokojnie i cicho: „no nie wiem, no nie wiem,

Czy on aby tam ci nie zapomni o chlebie?,

Czy jak mu się spodoba żywot taki letki?

Nie przejdzie ci on na burgery i bagietki?”

Ewa, milczała dotąd, teraz pewnie rzecze:

Nikt mu tak chlebka jak my smacznie nie upiecze,

Wspomnicie moje słowa – rzuciła nań okiem –

Jeszcze mu ichnie macdonaldy wyjdą bokiem

Ksiądz Andrzej kiwa głową, własne snuje wnioski:

„I zgodzić się z tym trzeba , bo to wyrok boski”

Jolanta, Jarosław kołyszą ino nogą,

Ech, dajcie mu iść dobrzy  ludzie własną drogą”,

Ksiądz Andrzej kiwnął głową, własne snując wnioski:

Do miasta z wioski – pozwólcie- to wyrok boski

Te myśli, jak gołąbki pod dach wzleciały,

I wszyscy jak jeden spoźrzeli na cymbały.

Instrument, jak żywy stojący przy nich blisko,

Jakby istnieniem gasił już sporu ognisko,

A jeśli by już strun ruszyć – to oczywiste,

Że zgoda będzie. Posłano po cymbalistę.

Było cymbalistów wielu we wsi i dworzu,

Ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy Grzegorzu,

Wiedząc wszyscy, że nikt mu na tym instrumencie

Nie wyrówna w biegłości, w głosie i talencie.

Proszony, by zagrał patrzy na cymbały,

Trochę się wzbrania: że palce, ręce zgrubiały,

Że odwykł od grania, nie śmie, Sarbian się wstydzi ,

Nie chce. Ale publiczność wieczoru to widzi,

Że to się tu nie obędzie bez tych cymbałów,

Więc zrazu nieśmiało, powolutku, pomału,

A potem już głośno, brawami pod powały

Zachęca mistrza: graj mistrzu, niech brzmią cymbały,

Niech wydają radosne i głośne brzęczenia,

Sarbian wprawiają w zachwyty i uniesienia,

Niech dźwięk idzie jak całej janczarskiej kapeli,

Cobyśmy tu poświętowali, wespół, weseli!

I mistrz nie daje się dłużej brawami prosić –

Podchodzi, strunę głaszcze i dłonie unosi…

fn

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *